czwartek, 19 lipca 2007

Do domu przez morze

Z rana jedziemy do parku Viegelanda. Naprawdę warto było! Rzeźby i sam park robią olbrzymie wrażenie.



"Zaliczamy" jeszcze krótki spacerek po okolicy.




O 13.00 ładujemy się na prom. Tym razem nie jest to tak luksusowy statek jak Color Fantasy. Kroonprins Harald to jednak jednostka starsza i mniejsza co się widzi i czuje... Nie przeszkadza to nam jednak zjeść dobrej kolacji na pożegnanie wakacji.



środa, 18 lipca 2007

2007 - ostatni przejazd przez kraj-widokówkę

Znowu dzień w drodze. Ale jakże ciekawej...

Jedziemy z samego rana na południe. W planie przejazd trasą Peer'a Gynt'a - bohatera utworów Ibsena . Udaje się, choć trasa obfituje w ciekawe niespodzianki: samoobsługowa stacja pobierania opłat, krowy, które nie chcą usunąć się z drogi, zamieszkałe osady bez prądu. W każdym razie - warto było się przejechać.







Następny przystanek to Lillehammer. Po lunchu u Egona (a jakże!) pędzimy do parku olimpijskiego. Celem głównym są skocznie narciarskie. Obie można odwiedzić, wejść na koronę - super przygoda. Mieliśmy szczęście podziwiać młodych skoczków w akcji.




Grażyna bała się początkowo o ich życie, ale jakoś się oswoiła z myślą, że w końcu muszą wylądować... Po Lillehammer byłoby już bez historii... Byłoby, gdyby nie wypadek na E6. Przyblokował całą trasę na dłużej. Decydujemy się zaufać GPS i jedziemy trasą alternatywną przez wsie i lasy południowej Norwegii. Bardzo ciekawa wycieczka! Trochę długa, także na koniec każdy kilometr trasy jest ściśle odnotowywany. Na koniec docieramy do Hostelu Anker. Śpimy bardzo dobrze...

wtorek, 17 lipca 2007

Wyprawa na woły piżmowe

Dzień pod znakiem woła piżmowego.

Z samego rana jedziemy na stację kolejową Hjerkinn, gdzie o 9.15 spotykamy się z naszym przewodnikiem. Hjerkinn jest ciekawostką samą w sobie: to najwyżej położona stacja kolejowa w Norwegii: 1017 m n.p.m. Celem jest (foto) safari wołów piżmowych. Jedziemy przez poligon wojskowy kawalkadą ok. 10 samochodów. Potem po płaskowyżu tropimy stado około 8 sztuk. Udaje się w pełni. Po drodze mijamy z niewielkiej odległości 2 młode samce, jednego samotnego starego woła by na końcu móc obserwować stadko złożone z 3 krów, 3 samców i 2 cielaków.



Pod koniec zaczyna siąpić deszcz i góry momentalnie zasnuwają się mgłą. Niesamowite zjawisko.


Po południu odwiedzamy jeszcze cmentarzysko Vang położone 4 km od Oppdal.





poniedziałek, 16 lipca 2007

Do krainy Dovrefjell

Znów cały dzień jazdy.

Droga z Korgen do Oppdal - przez Trondheim. Droga, jak droga - męcząca i długa. Trondheim nie zachwyciło (zgodnie z przewidywaniami, zresztą).








Jeden bardzo pozytywny akcent - to restauracja Egon. Bardzo stylowa knajpka rozlokowana na 4 kondygnacjach. Za niewielkie pieniądze (109NOK) można najeść się pizzy i sałatek do woli. My wybraliśmy pieczone ziemniaki z nadzieniem tacos i mięsnym. Pycha! Warto zapamiętać tę nazwę, bo Egon ma filie we wszystkich większych miastach Norwegii.

Trudy podróży wynagradza nam nasz następny nocleg. To kemping Magalaupe, położony 11,5km na południe od Oppdal. Bardzo ładny domek i położenie praktycznie na skraju parku narodowego Dovrefjell nastrajają nas pozytywnie.

niedziela, 15 lipca 2007

Wyprawa na lodowiec Okstindan

Najpierw wspinamy się powoli drogą utwardzoną na punkt początkowy szlaku.



Potem wchodzimy na szlak, który długo będziemy pamiętali. Ze względu na krajobrazy, nietypowe oznaczenia, swoistą dzikość i brak ludzi wokół.











Doszliśmy do schroniska Steinbua. To taka chatka traperska z prawdziwego zdarzenia. Miejsca w niej tyle by się przespać i w kucki zagotować wody na maleńkim palenisku.




Dalej podjęliśmy próbę dojścia na lodowiec. Udało się częściowo. Widząc nadciągające chmury uciekaliśmy w dół. Dobra decyzja, bo zaraz po dojściu do samochodu zaczęło padać.



Ponieważ Asia z Bartkiem jeszcze schodzili, podjechaliśmy po nich tak daleko jak się dało. Wieczorem jeszcze urządziliśmy Asi imprezkę urodzinową - chyba jej się podobało.



Porady praktyczne:

  • Warto zawsze pogadać przed wyjściem na szlak z "miejscowymi". W naszym wypadku zasięgnęliśmy porady u naszej gospodyni kempingowej. Opisała szczegółowo czego mamy szukać u góry i jak wygląda oznaczenie szlaku. Poza tym na kempingach z reguły mają mapki i foldery informacyjne.
  • Oznaczenie szlaków turystycznych w Norwegii jest inne niż w Polsce. Jeżeli znaki są malowane to mają postać litery T albo młotka. W innych przypadkach usypane są małe piargi z kamieni wyznaczające drogę. Jeszcze inne oznaczenie to po prostu tyczka z prostymi oznaczeniami kierunków.
  • Idąc na Okstindan lepiej wyposażyć się we wszystkie niezbędne rzeczy, takie jak kurtka, jedzenie i picie. I w żadnym wypadku nie można tam iść pojedynczo! Powód jest prosty: w razie wypadku jesteśmy tam zdani na siebie: nie ma żadnej łączności typu komórka, a do najbliższej osady od początku szlaku jest godzina marszu.