niedziela, 15 lipca 2007

Wyprawa na lodowiec Okstindan

Najpierw wspinamy się powoli drogą utwardzoną na punkt początkowy szlaku.



Potem wchodzimy na szlak, który długo będziemy pamiętali. Ze względu na krajobrazy, nietypowe oznaczenia, swoistą dzikość i brak ludzi wokół.











Doszliśmy do schroniska Steinbua. To taka chatka traperska z prawdziwego zdarzenia. Miejsca w niej tyle by się przespać i w kucki zagotować wody na maleńkim palenisku.




Dalej podjęliśmy próbę dojścia na lodowiec. Udało się częściowo. Widząc nadciągające chmury uciekaliśmy w dół. Dobra decyzja, bo zaraz po dojściu do samochodu zaczęło padać.



Ponieważ Asia z Bartkiem jeszcze schodzili, podjechaliśmy po nich tak daleko jak się dało. Wieczorem jeszcze urządziliśmy Asi imprezkę urodzinową - chyba jej się podobało.



Porady praktyczne:

  • Warto zawsze pogadać przed wyjściem na szlak z "miejscowymi". W naszym wypadku zasięgnęliśmy porady u naszej gospodyni kempingowej. Opisała szczegółowo czego mamy szukać u góry i jak wygląda oznaczenie szlaku. Poza tym na kempingach z reguły mają mapki i foldery informacyjne.
  • Oznaczenie szlaków turystycznych w Norwegii jest inne niż w Polsce. Jeżeli znaki są malowane to mają postać litery T albo młotka. W innych przypadkach usypane są małe piargi z kamieni wyznaczające drogę. Jeszcze inne oznaczenie to po prostu tyczka z prostymi oznaczeniami kierunków.
  • Idąc na Okstindan lepiej wyposażyć się we wszystkie niezbędne rzeczy, takie jak kurtka, jedzenie i picie. I w żadnym wypadku nie można tam iść pojedynczo! Powód jest prosty: w razie wypadku jesteśmy tam zdani na siebie: nie ma żadnej łączności typu komórka, a do najbliższej osady od początku szlaku jest godzina marszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz