niedziela, 13 października 2013

"Where some dreams come true, some not"

Niedzielne przedpołudnie spędzamy w Getty Center. To imponujące muzeum sztuki, gdzie zgromadzono obrazy, rzeźby, sztukę użytkową, fotografie od średniowiecza po czasy współczesne. Muzeum zostało ufundowane przez miliardera J.P. Getty, który zostawił w spadku 1.3 mld dolarów z życzeniem, by takie miejsce powstało i było dostępne dla wszystkich. Wstęp jest darmowy, płaci się tylko za parking. Na terenie dostępni są przewodnicy, którzy służą informacjami na temat zgromadzonych kolekcji oraz architektury samego centrum.
Ekspozycje mieszczą się w kilku budynkach, rozmieszczonych wokół centralnego placu. Budynki otoczone są ogrodami i tarasami widokowymi, skąd można podziwiać Los Angeles.




Kolekcje mają charakter przeglądowy, tj. pokazują najbardziej charakterystyczne dzieła dla danego okresu. Miłośnicy renesansu znajdą tu obrazy Leonarda da Vinci, Rafaela. Ci którzy lubią sztukę flamandzką mogą podziwiać m.in. Rembrandta. Impresjonistów reprezentują płótna Moneta, Maneta, Renoire'a, Degasa. Są też prace Van Gogha (np. sławne "Irysy").


Po wizycie w muzeum jedziemy na plażę, do Malibu. Nie różni się specjalnie od innych miejscowości nadmorskich. Może poza rozmiarami jachtów, pływających wzdłuż wybrzeża.



Zachód słońca podziwiamy na Mulholland Drive. To kręta droga wijąca się przez góry Wschodnie Santa Monica oraz wzgórza Hollywood. Znana jest z wielu filmów, np. "Mulholland Drive" Davida Lyncha. A także ze wspaniałych punktów widokowych na Los Angeles.



Wieczór spędzamy na Hollywood Boulvard - "obowiązkowym" punkcie dla turysty.



Patrząc na nazwy miejsc, które widzieliśmy, można pomyśleć że to nie wiadomo jakie cuda. Niby tak, bo z daleka Los Angeles wygląda imponująco. Jednak przejeżdżając przez nie ma się wrażenie tymczasowości i kiczu: dość dziurawe drogi, architektura w wielu miejscach "magazynowa", brud (nawet w centrum), dużo (wieczorem bardzo dużo) bezdomnych. Oczywiście, są luksusowe osiedla i wille za płotami czy na wzgórzach wokół miasta, ale giną w ogólnym bałaganie.
Chyba nie jesteśmy w tych wrażeniach odosobnieni. Cytując za Douglasem Adamsem ("Cześć i dzięki za ryby"): "... jechali ku zachodowi słońca, którego nikt z odrobiną wrażliwości nie zabudowałby miastem o wyglądzie Los Angeles."

Hollywood Boulvard to powódź plastiku i mocno zatłoczone miejsce.


Na pewno jest bardzo atrakcyjne dla dzieci (i nie tylko), które mogą spotkać bohaterów swoich bajek i filmów "na żywo".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz