niedziela, 6 października 2013

Intermezzo

Mija połowa naszych wakacji. Postanowiliśmy, że czas napisać coś o naszych spostrzeżeniach na temat Ameryki. Jest co najmniej kilka interesujących tematów, którymi podzielimy się w tym poście.

Prowadzenie samochodu

Zaczynamy od tego, bo od momentu odebrania samochodu z wypożyczalni zaczęły się nasze "prawdziwe" wakacje. Można śmiało stwierdzić, że USA to kraj urządzony "pod samochód". Jest to podstawowy i nierzadko jedyny środek transportu. Auto prowadzi się bardzo prosto, głównie dzięki temu że przepisy są nieskomplikowane, parkingi i postoje zawsze szerokie i wygodne, kierowcy grzeczni i cierpliwi. Zacznijmy od przepisów. Przede wszystkim jest tu znacznie mniej znaków drogowych niż w Europie. Do tej pory naliczyliśmy może 10. Za to jest więcej tablic z opisem konkretnej sytuacji drogowej (np.: "Road narrows", "Road work ahead", itp.). Inne ciekawe rozwiązanie to skrzyżowania równorzędne. Obowiązuje zasada, że każdy dojeżdżając do takiego skrzyżowania musi się zatrzymać, a rusza ten, który przyjechał pierwszy, bez względu na kierunek. Działa to rewelacyjnie.
Bardzo dobrze jest rozwiązany też ruch tranzytowy przez mniejsze miasta. Droga w takim miejscu jest zawsze dwupasmowa, często z dodatkowym pasem na środku, przeznaczonym dla skręcających w lewo. Ci, co po prostu przejeżdżają przez miasto zajmują lewy pas i jadą. Ruch lokalny skręca na boki albo z pasa prawego, albo z pasa wspólnego. Znowu - działa to bardzo dobrze.
Kolejna sprawa to zachowanie kierowców. Na parkingach jeżdżą bardzo ostrożnie i powoli, pozwalając pieszym na bezpieczne przejście.
Prawie nie widać policji. Jednak czasami widzieliśmy patrol zatrzymujący jadących za szybko. 
Drogi między miastami są z reguły proste niczym sznurek, także jazda jest momentami wręcz nudna.


Przeważają samochody duże (pick-up albo SUV), co jest logiczne, ze względu na ukształtowanie terenu oraz to, że ludzie często mieszkają z dala od dróg asfaltowych, na pustkowiu.

Prostota

Mamy tu na myśli prostotę funkcjonowania człowieka. Wszystko jest tak zorganizowane, by każdy mógł bez problemu obsłużyć urządzenie, trafić w określone miejsce, załatwić sprawę bez niepotrzebnych komplikacji. Na przykład, w czasie robót drogowych, ruch często odbywa się wahadłowo. Sterowanie ruchem odbywa się ręcznie, a dodatkowo kolumnę samochodów prowadzi samochód-pilot, tak by wszyscy bezpiecznie przejechali zamknięty odcinek.
Inny przykład, znany w Europie, to unifikacja usług gastronomicznych: system z sieci McDonald's czy KFC jest tutaj zaadaptowany także w innych miejscach.
Dla nas ciekawostką była obsługa pralni, z której korzystaliśmy. Wstawienie prania to przyciśnięcie 2 przycisków i zamknięcie klapy. 


Jedzenie i kultura spożywania

Uderzające jest to, że z reguły jedzenie podaje się w plastikowych naczyniach. 


Nawet w Las Vegas bardzo ciężko było znaleźć kawiarnię gdzie serwuje się ciepłe napoje w filiżankach. Wszechobecne są fast-foody, szczególnie w miejscach turystycznych. Oczywiście dostępne jest zdrowe jedzenie, ale nam zajęło kilka dni zanim udało nam się znaleźć miejsca, w których można je kupić. Okazało się, że bardzo tani i smaczny posiłek można skomponować w supermarkecie (ok. 6$ za ziemniaki, kurczaka i sałatkę):



W restauracjach zwróciliśmy uwagę, że do potraw dodaje się chipsy - tak po prostu, zamiast ziemniaków czy frytek.


Ameryka to kraj mięsożerców (takie mamy wrażenie): burger, stek, sznycel jest zawsze w karcie dań. Porcje są dość spore (najmniejszy stek, jaki jedliśmy do tej pory to 220 g - taki na pół talerza). Ale oferuje się też takie, które ważą 0,5 kg.
Obsługa w restauracjach jest bardzo przyjemna i "to the point": kelnerzy od razu przechodzą do rzeczy, na posiłek nie czeka się długo, po skończeniu od razu reguluje się rachunek. Najwyraźniej system napiwków działa.
Dużym minusem gastronomii amerykańskiej jest dla nas kawa. W porównaniu z kawą, którą pijemy w Hoandii, to po prostu lura. Fakt, że jest dostępna wszędzie (często za darmo, np. na stacjach benzynowych), a regułą jest, że w kawiarniach czy restauracjach oferują darmową dolewkę.

Informacja i oznaczenia dla turystów

Szlaki turystyczne i miejsca widokowe są dobrze opisane na tablicach informacyjnych. 


Jednak na samym szlaku trzeba dobrze uważać, bo znaki są umieszczane rzadko i nie podaje się odległości do celu (tak jak np. w Tatrach).
Przy wjeździe do każdego parku znajdują się Visitors Center, gdzie można zaopatrzyć się w mapy, książki i foldery. Jeżeli park jest płatny, obsługa dołącza do biletu broszurkę informacyjną. 
W takim miejscu jest najczęściej sklep z pamiątkami, toalety a czasem można napić się kawy.
W małych miastach punkty informacyjne często prowadzone są przez wolontariuszy, którzy chętnie dzielą się wiedzą na temat okolicy.
Wszędzie znajdują się ostrzeżenia i informacje na temat bezpieczeństwa:


Polityka i patriotyzm

Być może jest to spowodowane specyficzną sytuacją, którą zastaliśmy w czasie naszego pobytu (rządowy "shutdown"), ale ludzie rozmawiają o polityce i wyglądają na zaangażowanych. Pisaliśmy już o tym wcześniej. Słuchając mediów (radia albo TV) ma się wrażenie, że poza USA świat nie istnieje. Bardzo trudno usłyszeć co się dzieje na innych kontynentach, chyba że dotyczy to bezpośrednio Ameryki.
Język debaty politycznej jest dość ostry i niewybredny. Politycy mówią o swoich oponentach np. jihadysta, terrorysta, zamachowiec.
Wszędzie widać amerykańską flagę (kolejny stereotyp się potwierdził). 


Pamiątki

Generalnie, można je podzielić na dwie kategorie: rękodzieło artystyczne i plastikowy kicz. Te pierwsze to przede wszystkim wyroby indiańskie z wełny, ceramika i biżuteria. 
Drugie to typowe przedmioty, które kupuje się na wakacjach: breloczki, magnesy na lodówkę, długopisy, ołówki, podstawki, itp. Przeważają wyroby amerykańskie.
Inną kategorią są "dzieła sztuki" dla amerykańskiego odbiorcy: obrazy przedstawiające "niedźwiedzia na rykowisku", poroża jelenia wielkości małego samochodu, wypchane zwierzęta - od wiewiórki po niedźwiedzia.



Zupełnym zaskoczeniem była oferta prawdziwych kołnierzy z lisa, sprzedawana na... stacji benzynowej. Ceny: od 1000$.
Dla nas wartość sentymentalną mają lalki w strojach indiańskich (kto nie czytał Karola Maya?). W Polsce lat 70. praktycznie niedostępne, tutaj w dużym wyborze. Nie mogliśmy powstrzymać się od ich kupienia naszym "rodzinnym" dzieciom.



Ludzie

Są bardzo mili i uczynni. Oczywiście dominuje "small talk" z obowiązkowym "how are you?" Ale oprócz tego spotkaliśmy też kilka osób zainteresowanych naszym pochodzeniem, wrażeniami z wycieczki. Chętnie służyli też informacją na temat tego co warto zobaczyć.
Wielu naszym rozmówcom było przykro, że nie możemy zwiedzić parków narodowych.

Hotele, motele, usługi

Tutaj też można mówić o standaryzacji. Korzystamy z moteli i hoteli ze "średniej półki". Generalnie są tańsze niż w Europie, a komfort i poziom usług jest o wiele lepszy. Pokoje są duże (czasem bardzo duże), prawie zawsze wyposażone w lodówkę, ekspres do kawy, pojemnik do lodu. Bywa, że w pokoju jest kuchenka mikrofalowa.
Wystrój pokojów, w których do tej pory mieszkaliśmy, można określić jako "domek myśliwski" - meble z uchwytami z korzeni lub gałęzi drzew, obrazki przedstawiające okolicę, czy sceny z życia kowbojów.



Przyroda

O tym piszemy na bieżąco. Tutaj chcemy jedynie powiedzieć, że dzikie zwierzęta spotykamy prawie wszędzie: na drodze, na parkingu, przy hotelu. Można je dość łatwo i długo obserwować.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz