sobota, 5 października 2013

Okolice Bryce

Nasza wieczorna "wyprawa" na granicę kanionu Bryce przekonuje nas, że nie warto dalej zajmować się tym kanionem. Dzięki Google+ (w szczególności +Krzysztof Felczak) z samego rana wybieramy się nieco na północny zachód od Bryce: do Red Canyon. Jest to bardzo podobne do Bryce miejsce, tyle że mniej rozległe.



Red Canyon ma status pomnika narodowego (National Monument), co dla nas oznacza, że jest oficjalnie zamknięty ze względu na rządowy "shutdown", ale dostępny dla zwiedzających. Zamknięte są punkty informacyjne oraz toalety. 


W drodze powrotnej z góry przeżywamy kilka bardzo emocjonujących chwil. Na stromiźnie takiej jak na zdjęciu powyżej Grażyna się poślizgnęła i zjechała kilka metrów. Na szczęście udało się jej wyhamować i skończyło się na podartych spodniach.

W przerwie na lunch jedziemy do odległego o 10 mil Panguitch: miasta z zabudową typową dla tej części kraju. Taką architekturę znamy z westernów.


Tradycja "Dzikiego Zachodu" jest w Panguitch podtrzymywana przez zapaleńców, którzy prowadzą sklepy z pamiątkami przypominającymi czasy Sundance'a Kida. 



W innym miejscu - sklepie wędkarsko-myśliwskim - znaleźliśmy holenderski wkład w kuchnię amerykańską, tzw. Dutch Oven, czyli holenderski piecyk.


Ten garnek przywędrował do Ameryki podobno z Ojcami Pielgrzymami, którzy wyruszyli z Holandii. Zyskał na popularności dzięki dużej uniwersalności i trwałości. My przeczytaliśmy o nim po raz pierwszy w książce kucharskiej, "American West Dutch Oven Cooking":


Po południu kontynuujemy wycieczkę po Red Canyon. Idziemy szlakiem "tunelowym". Faktycznie, po krótkiej wspinaczce możemy podziwiać dwa tunele, przez które przejeżdżaliśmy wcześniej:


W spacerze towarzyszy nam intensywny dźwięk - ni to brzęczenie, ni to grzechotanie. W końcu okazuje się, że wydaje go owad, przypominający naszego świerszcza. Jest tylko dużo większy:


Zachód słońca podziwiamy w parku stanowym Kodachrome Basin State Park. Po raz kolejny jesteśmy zadziwieni, że na niewielkim terenie ukształtowało się tak wiele rozmaitych form geologicznych. Kodachrome jest zupełnie inny niż Red Canyon, a te dwa miejsca dzieli zaledwie 52 km.


Oczywiście nie może się obyć bez dłuższej sesji zdjęciowej. Ale Grażyna nudzi się i wymyśla takie zabawy, jak łapanie cieniem za nogę:


Na koniec ciekawostka: ten park stanowy został nazwany na cześć legendarnego filmu fotograficznego produkowanego przez Kodaka w latach 1935-2010 (zdjęcie z Wikipedii).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz