Tak jak, napisaliśmy poprzednio, widok z balkonu "wymusza" pobudkę o świcie:
Monument Valley opuszczamy późnym rankiem. To dlatego, że w końcu musimy trochę odpocząć, a także zwiedzić najbliższą okolicę. Miejsce ma ciekawą historię. W latach 20. XX wieku osiedlili się w tym miejscu państwo Leone i Harry Goulding z zamiarem rozpoczęcia nowego życia. Przez jakiś czas handlowali z Indianami, zamieniając żywność i artykuły gospodarcze na srebro. W latach Wielkiego Kryzysu biznes się skończył i mieszkańcom zaczęło doskwierać ubóstwo. Próbując ratować osadę, mieszkańcy wysłali Gouldingów do Hollywood, by ci przekonali filmowców o atutach doliny.
Plan się udał. Na nakręcenie westernu dał się namówić John Ford. I tak powstał pierwszy z wielu filmów z Monument Valley w tle - "Dyliżans" (Stagecoach).
Filmy kręci się tu do dzisiaj. Z tych nowszych warto wymienić "Wild, wild west", czy "Thelma i Louise"
Cały kompleks, w którym spaliśmy jest urządzony "ku pamięci" Gouldingów oraz gwiazdy westernów lat 50. - Johna Wayne'a. Restauracja serwuje posiłki, jakie jadał John, jest małe muzeum z oryginalnymi sprzętami Gouldingów, "gabinet" będący jednym z planów filmowych "Dyliżansu", salka projekcyjna, gdzie można obejrzeć westerny.
Miłą odmianą dla nas jest gustownie urządzony pokój - ładne meble, indiańskie motywy na dywanie, narzutach i obrazkach tworzą przyjemną dla oka całość.
Jadąc do Moab odwiedzamy park stanowy Goosenecks. Nazwa bierze się stąd, że rzeka San Juan zawija się w głębokim kanionie kilka razy, rzeźbiąc coś na kształt gęsich szyi. Informacja praktyczna: wjazd do parku jest darmowy, podjeżdża się samochodem pod sam punkt widokowy.
Stamtąd jedziemy szutrową drogą przez Dolinę Bogów (The Valley of Gods). Przez 27 kilometrów możemy podziwiać spektakularne formacje skalne, wyrastające często samotnie na prerii.
Nie udaje nam się zwiedzić muzeum dinozaurów w Blanding (jesteśmy tam po 17:00). Po drodze słuchamy radia, gdzie wszyscy rozprawiają o rządowym "shutdown", czyli likwidacji 40% organizacji rządowych. Nie możemy się nadziwić. Nas to również dotyczy, bo wszystkie parki narodowe w ciągu 36 godzin zostają zamknięte dla nowych zwiedzających. A ci co na ich terenie nocują, mają się wynieść w ciągu 48 godzin.
Monument Valley opuszczamy późnym rankiem. To dlatego, że w końcu musimy trochę odpocząć, a także zwiedzić najbliższą okolicę. Miejsce ma ciekawą historię. W latach 20. XX wieku osiedlili się w tym miejscu państwo Leone i Harry Goulding z zamiarem rozpoczęcia nowego życia. Przez jakiś czas handlowali z Indianami, zamieniając żywność i artykuły gospodarcze na srebro. W latach Wielkiego Kryzysu biznes się skończył i mieszkańcom zaczęło doskwierać ubóstwo. Próbując ratować osadę, mieszkańcy wysłali Gouldingów do Hollywood, by ci przekonali filmowców o atutach doliny.
Plan się udał. Na nakręcenie westernu dał się namówić John Ford. I tak powstał pierwszy z wielu filmów z Monument Valley w tle - "Dyliżans" (Stagecoach).
Filmy kręci się tu do dzisiaj. Z tych nowszych warto wymienić "Wild, wild west", czy "Thelma i Louise"
Cały kompleks, w którym spaliśmy jest urządzony "ku pamięci" Gouldingów oraz gwiazdy westernów lat 50. - Johna Wayne'a. Restauracja serwuje posiłki, jakie jadał John, jest małe muzeum z oryginalnymi sprzętami Gouldingów, "gabinet" będący jednym z planów filmowych "Dyliżansu", salka projekcyjna, gdzie można obejrzeć westerny.
Miłą odmianą dla nas jest gustownie urządzony pokój - ładne meble, indiańskie motywy na dywanie, narzutach i obrazkach tworzą przyjemną dla oka całość.
Jadąc do Moab odwiedzamy park stanowy Goosenecks. Nazwa bierze się stąd, że rzeka San Juan zawija się w głębokim kanionie kilka razy, rzeźbiąc coś na kształt gęsich szyi. Informacja praktyczna: wjazd do parku jest darmowy, podjeżdża się samochodem pod sam punkt widokowy.
Stamtąd jedziemy szutrową drogą przez Dolinę Bogów (The Valley of Gods). Przez 27 kilometrów możemy podziwiać spektakularne formacje skalne, wyrastające często samotnie na prerii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz