Ponieważ zwiedzanie wszystkich zaznaczonych tam miejscowości zajęłoby z tydzień, strzelamy i wybieramy Flekkefjord i Mandal jako miejsca dłuższego postoju.
Trasa N44 nie rozczarowuje. Oglądamy inną Norwegię niż do tej pory. Momentami jadąc przez pola wydaje się nawet... płasko.
Pierwszy przystanek to Flekkefjord. Miasto znane m.in. stąd, że w przeszłości Holendrzy ustanowili tutaj bazę eksportową do wywózki drewna, potrzebnego im do budowy floty. Ślady tej bytności są do dziś widoczne.
Po drodze na stacji benzynowej dziewczyny szabrują jak zwykle jakiś folderek. Dowiadują się z niego o nieznanej nam atrakcji - Sogndalstrand. Postanawiam działać z zaskoczenia i nic nie mówiąc, po prostu zbaczam z trasy i jadę w tym kierunku. I warto było, oj warto. Przepiękna wioska:
Ponieważ psuje się pogoda, zostawiamy Mandal na następny dzień i jedziemy do Evje. To nasze ostatnie miejsce noclegowe w Norwegii. I muszę przyznać - mała porażka. Okazuje się, że jest to co prawda kemping, ale dla wędkarzy. A ci widać mają małe wymagania, bo w domkach nie ma nic - cudem udeje mi się znaleźć razem z zarządcą jakieś kołdry w magazynku. O naczyniach (poza jednym garnkiem) można zapomnieć. Bardzo szybko nas ostatni hytte zostaje ochrzczony "trollownią". Są dwa plusy:
- okolica jest jak zwykle niesamowita. Przypomina trochę stare westerny albo filmy przygodowe.
- kolację jemy w prawdziwej wspólnocie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz