My jedziemy na południe, do Stavanger. Wybieramy (jak zwykle) taką drogę, żeby było ciekawie. I jest. Po jakiejś godzinie jazdy autostrada kończy się... przystanią promową. Dalej wodą przez fiord:
Pokrzepieni widokiem polskiego żaglowca jedziemy dalej. Około 14 (po 3 godzinach jazdy) jesteśmy w Stavanger, na dość przyjemnym kampingu Mosvangen. Położony blisko centrum miasta, ze wszystkimi niezbędnymi udogodnieniami. Trzeba tylko pamiętać, żeby naczynia pobrać na recepcji (inaczej ciężko cokolwiek ugotować).
Po obiedzie idziemy do Stavanger. Spacerkiem to jakieś 40 minut z kempingu. Prawobrzeżna część portu jest na tyle nieciekawa, że dziewczyny po raz pierwszy nie są zachwycone. Pocieszamy się tym, że Stavanger to tylko noclegownia - naszym prawdziwym celem są fiordy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz