piątek, 27 lutego 2015

Od Picassa do sandacza

Dzisiaj dzień "artystyczny". Na początek wybieramy muzeum Pabla Picassa oraz dom, w którym się urodził. Muzeum jest bardzo dobre! W sposób przystępny i logiczny wprowadza w twórczość tego wszechstronnego artysty, przez co kubizm, surrealizm, symbolizm stają się bardziej zrozumiałe. Uzupełnieniem ekspozycji jest wystawa czasowa, gdzie prace Picassa pokazano w kontekście historycznym.

W domu - miejscu urodzenia artysty - zachowało się niewiele oryginalnych sprzętów, za to jest sporo pamiątek, takich jak zdjęcia, wycinki z gazet, prace ojca... Warto zobaczyć ten dom, po to by mieć wyobrażenie jak mieszkali dość zamożni Hiszpanie na przełomie XIX i XX w.


Popołudnie postanawiamy spędzić na plaży. Jedziemy tam autobusem miejskim nr 11 (bilet 1,30 EUR/os). Przy promenadzie (Plaja Pedregalejo) znajdują się liczne punkty gastronomiczne słynące z wyśmienitych ryb. Oczywiście testujemy tę opinię! No i musimy stwierdzić, że faktycznie - sandacz grillowany, podany z ziemniakami w oliwie jest pyszny! Na deser zamawiamy wino Malaga i podziwiamy widoki.





Do miasta wracamy pieszo wybrzeżem.



czwartek, 26 lutego 2015

Malaga - elegancja portowego miasta

Najważniejsze miejsca w Maladze można zwiedzić w 2 dni. To dokładnie tyle czasu, ile mamy. Zaczynamy od centrum i postanawiamy tak długo chodzić po mieście na ile starczy nam sił. Pierwszym miejscem, które odwiedzamy jest katedra.
Od prawie 200 lat jest to budynek "niedokończony", ponieważ brakuje mu drugiej wieży. Pieniądze przeznaczone na jej budowę Hiszpanie wydali na wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Katedra jest wielka, co widać tak naprawdę dopiero po wejściu do środka. Poszczególne kaplice są imponujące, każda w innym stylu. Bardzo misterne są stalle chóru (sillerias).



Następny punkt programu to Alcazaba oraz zamek Gibralfaro. Historia tych fortyfikacji jest już nam znana z innych miejsc: wybudowali je Arabowie i zajmowali do XV w. Chrześcijanie, po przejęciu zamku dobudowywali kaplicę lub kościół jako symbol zwycięstwa Chrystusa nad Islamem. I dzisiaj wszystko to tworzy bardzo ciekawą architekturę.



Ponieważ Gibralfaro góruje nad miastem mamy wspaniałe widoki na Malagę. Ale też po raz pierwszy odczuwamy upał. Dlatego decydujemy się na sjestę.


Pod wieczór odwiedzamy sklepy w centrum, przy okazji podziwiając fantastyczne kamienice.


środa, 25 lutego 2015

Niespodzianka po drodze do Malagi

Rano wyjeżdżamy z Kordoby. Ponieważ w Maladze mamy być po 15:00, postanawiamy zajechać do jednej z miejscowości po drodze. Wybór pada na Antequerę oraz położony 13 kilometrów od niej park El Torcal. Jakże trafny to był pomysł! Krótki rekonesans po centrum co prawda nie zachwycił, ale po wizycie w biurze turystycznym uzyskaliśmy więcej informacji na temat miasta i jego ciekawostek. Odwiedziliśmy Alcazabę, czyli starą twierdzę mauretańską (a potem chrześcijańską). Atrakcja jest stosunkowo nowa (oddana do użytku w 2008), przez co ciekawie zaprezentowana. Dodatkową zaletą są fantastyczne widoki na miasto.


Koło Alcazaby znajduje się kościół z XVI wieku, w którym przechowuje się "Tarascę" z 1760 roku, czyli figurę pół kobiety-pół smoka. Jest to symbol zwycięstwa wiary nad 7 grzechami głównymi. Do dzisiaj w kilku miejscach w Hiszpanii urządza się procesje "Corpus Christi", w czasie których takie figury obnosi się po mieście.


Nieco dalej od Alcazaby znajduje się kościół Carmen - barokowe cacko z ołtarzem przyprawiającym o zawrót głowy. Wystrój kaplic zaspokoiłby ambicje niejednego kościoła.


Po lunchu (tortilla oraz warzywa z grilla oraz lokalny deser o nazwie Bienmesabe) jedziemy do El Torcal - parku skalnego, o którym przewodniki mówią, że to najważniejszy tego typu park w Europie. I chyba mają rację - tamtejsze formacje skalne są bardzo niecodzienne - nie tylko ze względu na kształt, ale również skalę. Przypominają nieco "park Goblinów", który widzieliśmy w Utah w USA.




Po 18:00 docieramy do Malagi. Hotel Del Sur trochę rozczarowuje, ale z drugiej strony - za tę cenę (45 EUR/pokój) oferuje wszystko, czego potrzeba. Wieczorem idziemy na spacer po porcie - jego elegancja oraz pomysły architektoniczne wzbudzają nasz podziw. Miasto po zmierzchu wygląda bardzo zachęcająco. Jutro zobaczymy jak prezentuje się za dnia.

wtorek, 24 lutego 2015

Kordoba jeszcze raz

Tego ranka pogoda do fotografowania jest prawie wymarzona: silny wiatr i niska temperatura oczyściły atmosferę i pozwoliły słońcu oświetlić miasto. Dzień zaczął się więc od udanego zdjęcia.


Po śniadaniu jedziemy 7 kilometrów za miasto by zwiedzić ruiny kompleksu pałacowego Madinat al-Zahra. Wycieczka niemal zorganizowana, bo z centrum miasta wiezie tam nas specjalny autobus (wyjazd o 10:15, powrót o 13:30, bilety można kupić u kierowcy w cenie 8,5 EUR/osobę). Na miejscu można od razu przesiąść się na autobus wiozący do kompleksu, albo najpierw zwiedzić muzeum i potem podjechać na stanowisko archeologiczne. Wstęp dla obywateli UE jest bezpłatny.
Nowością w muzeum (dla nas) była prezentacja holograficzna audiencji u kalifa. Brawo za oryginalny pomysł.
Sam kompleks zawiera jedynie pozostałości dawnych pałaców, zabudowań, meczetu i pomieszczeń gospodarczych. Ale i tak daje niezłe wyobrażenie o wielkości i rozmachu miejsca.


Po powrocie do Kordoby jemy typowy hiszpański lunch: soczewicę z szynką na ciepło, wędzony ser z oliwą, bakłażan smażony w panierce na głębokim oleju. Ciekawostka kulinarna, ale "szału nie było".
Kolejny punkt programu to pałac z 12 ogrodami, czyli rezydencja Palacio del Marques de Viana.


Ostatni etap to wieża El Mezquity oraz spacer po dzielnicy żydowskiej Juderia. Na wieżę wchodzi tylko Marcin. Z góry widać jak chaotyczna jest zabudowa starej Kordoby.


Wycieczka po Juderii przynosi ciekawe odkrycia: otóż oprócz zabytków takich jak jedna z 3 synagog w całej Hiszpanii, znajdują się tam również liczne galerie i pracownie artystyczne. W jednej udało nam się zobaczyć artystów przy pracy.


poniedziałek, 23 lutego 2015

Ecija i Osuna

Dzień dla Marcina zaczyna się bardzo wcześnie, bo o 6:00. Leci "na plener" aby uchwycić miasto skąpane wschodzącym słońcem. Trochę się to nie udaje, bo rankiem Kordoba tonie we mgle. Takie życie - będzie szansa jeszcze jutro i pojutrze.
Po śniadaniu (świeże bagietki z szynką u Mamma Leone) próbujemy wydostać się z miasta. Nie jest to takie proste, bo system krętych uliczek oraz zmiennych kierunków jazdy sprawę utrudnia. Za 3 podejściem udaje się opuścić centrum i pojechać w kierunku Sevilli.

50 kilometrów od Cordoby znajduje się miasteczko Ecija. Z daleka widać 11 wież kościelnych, każda w innym stylu. Ecija latem jest nazywana "patelnią Andaluzji" (ze względu na upały), ale dzisiaj raczej trudno było to zauważyć. Dużą niespodzianką dla nas są bociany, które gniazdują na wieżach kościołów. Nie wiemy - czy to miejscowi, całoroczni mieszkańcy, czy osobniki, które nie miały siły dolecieć do Afryki i zatrzymały się po drodze.




30 kilometrów na południe od Eciji znajduje się Osuna. Miasteczko bardziej szykowne. "Atrakcją" są informacje w języku angielskim. Nad miastem góruje kolegiata z XVI w i budynek dawnego uniwersytetu.

W samym mieście spotkać można domy i pałace w stylu renesansowym oraz późniejszym. Przykładem jest budynek sądu oraz rynek główny (Plaza Mayor).


Cechą charakterystyczną Osuny są strome uliczki oraz białe ściany domów.

Po powrocie do Cordoby, przy okazji robienia zakupów trafiliśmy na wystawę bractw wykonująch pasos - czyli przenośnych stacji drogi krzyżowej. Stacje takie noszone są przez członków tych bractw podczas procesji pokutnych. W czasie wystawy można zapoznać się z różnymi wykonaniami pasos a także akcesoriami służącymi do ich wyrobu.



niedziela, 22 lutego 2015

Kordoba - niedzielny spacer

Zaczynamy zwiedzanie od spaceru po mieście. Centrum jest bardzo zwarte, przez co przejście z jednego końca na drugi zabiera nam jakieś pół godziny. W niedzielny poranek miasto żyje, głównie dzięki temu że mieszkańcy udają się na msze do licznych kościołów. Ich różnorodność i mnogość jest uderzająca.

Zwiedzamy Muzeum Archeologiczne. Ekspozycja jest eklektyczna - od pierwszych śladów osadnictwa po zabytki średniowieczne. Mieszkańcy UE mają wstęp wolny.



Po drodze próbujemy tortilli, którą zachwala wiele przewodników - w barze Santos.  Owszem, smaczna, ale towar raczej przereklamowany.

Kolejna atrakcja to Pałac Władców Chrześcijaństwa (Alcázar de los Reyes Cristianos). Kiedyś był rezydencją urzędujących władców Hiszpanii i Inkwizycji. To tutaj podpisywano ważne akty prawne, jak np. uchwała o sfinansowaniu wyprawy K. Kolumba do Ameryki. Sam pałac jest raczej nieciekawy. Za to ogrody wokół niego - bardzo eleganckie i przyjemne.




Nasze zwiedzanie kończymy w największej atrakcji Kordoby - katetrze Mezquita. Jest to budowla faktycznie imponująca - pod względem wielkości, ale przede wszystkim dzięki pięknej architekturze mauretańskiej.


Na kolację po raz drugi idziemy do Mercado Victoria - skrzyżowania targu z barem tapas. Na kilkudziesięciu stoiskach można wybrać każdy rodzaj potrawy - od ziemniaka faszerowanego warzywami po zupę z ośmiornicy.

Dzień kończymy w arabskiej herbaciarni Petra. 

sobota, 21 lutego 2015

Andaluzja 2015 - Zaczynamy wakacje

W tym roku decydujemy się, by spędzić tydzień w Andaluzji. Dzięki temu będziemy przeżywać wiosnę dwa razy - raz na południu Europy, pod koniec lutego i potem za parę tygodni w Holandii.
Ponieważ już kiedyś objechaliśmy kilka miast w Andaluzji, w tym roku ograniczamy się do Kordoby i Malagi.


Rano jedziemy do Charleroi, by o 12:30 wylecieć do Malagi. Lotnisko dość nietypowe, bo oddalone od Eindhoven o 200 km. Ale tak się składa, że dzisiaj zaczynają się wakacje w północnej części Holandii i ceny biletów lotniczych z Holandii były bardzo drogie. Lot z Charleroi, nawet po doliczeniu kosztów parkingu i paliwa na dojazd jest o 150 EUR tańszy niż z Eindhoven czy Amsterdamu.
Trasa w zasadzie bez historii. O 18:00 docieramy do hotelu Don Paula w Kordobie, położonym w starej dzielnicy żydowskiej. Wieczorem robimy krótki rekonesans po centrum miasta. Jest akurat koniec karnawału, także w mieście dość spory tłum. Niektórzy są poprzebierani, spora grupa świętuje niosąc figurę Chrystusa dźwigającego krzyż. Wprowadza nas to w lekką konfuzję. Doczytujemy wieczorem, że koniec karnawału w Hiszpanii świętuje się w weekend przed, albo po Środzie Popielcowej.