Powiedzmy sobie szczerze, że aby dobrze poznać i zwiedzić to cudo przyrody, trzeba by było kilku tygodni, a nie pół dnia - a tyle mieliśmy.
Zaczęliśmy wcześnie, bo przed wschodem słońca. Dzięki temu udało się sfotografować fragmenty kanionu w ładnym świetle. Tak nawiasem mówiąc, słońce wschodzi w Kanionie bardzo szybko, dając tak naprawdę kilkanaście minut na zrobienie zdjęcia.
Po śniadaniu idziemy na dłuższą wycieczkę pieszą wzdłuż górnej krawędzi. Wycieczka jest "kombinowana", tj. czasami posiłkujemy się autobusem, który przejeżdża wzdłuż trasy co 15 minut. Przystanki są rozlokowane co 2 km, także praktycznie każdy może skorzystać z uroków natury i nie martwić się o to czy wytrwa. Wygodne to i praktyczne rozwiązanie. My "zaliczyliśmy" Hopi Point, z widokiem na rzekę Kolorado, Mohave Point - który najlepiej się prezentuje o wschodzie i zachodzie słońca, Pima Point oraz Hermits Rest.
Po drodze oprócz skał mogliśmy zapoznać się z niektórymi zwierzętami zamieszkującymi te tereny:
Oczywiście są też szlaki piesze z prawdziwego zdarzenia, prowadzące do samego koryta rzeki Kolorado. Tyle, że trzeba pokonać różnice wzniesień ok. 2000 m, co już jest wycieczką co najmniej jednodniową.
Park jest zorganizowany bardzo rozsądnie. Mimo wielkiej liczby zwiedzających (3 mln rocznie), nie widać ani tłumów (przynajmniej na szlakach), ani śmieci. To chyba za sprawą tego, że punkty z żywnością oraz napojami są skoncentrowane w kilku miejscach (na początku szlaku). Budynki w parku są wkomponowane w krajobraz i go nie zakłócają.
Wstęp do parku kosztuje $25 od samochodu, ale w tę cenę wliczone są np. przejazdy autobusem, o którym pisaliśmy wyżej. Noclegi wahają się od $94 do $160. Syta (choć niekoniecznie smaczna; o tym napiszemy w osobnym poście) obiado-kolacja dla dwóch osób kosztuje ok. $35.
Pamiątki, takie jak kartki pocztowe (30-50 c), długopisy ($2.50), czy kalendarze (od $4.50) z widokami cenowo nie odbiegają od norm europejskich, może są nieco tańsze. Pamiątki amerykańskie są jednak mniej kiczowate. Dominują wyroby wyprodukowane w USA, bardzo mało jest chińszczyzny.
Po południu jedziemy na wschód, do Page. Wjeżdżamy od strony południowej, gdzie wzdłuż ulicy rozlokowanych jest 7 kościołów różnych wyznań - stoją kilkadziesiąt metrów od siebie. Jak się później dowiedzieliśmy, wzięło się to stąd, że rząd dotował grunt pod zabudowę sakralną właśnie na takim krótkim odcinku. Sam budynek kościoła (świątyni) to niewielka, prosta budowla, czasem z wieżyczką. Nie ma nic wspólnego z kościołami, które znamy z Polski.
Zaczęliśmy wcześnie, bo przed wschodem słońca. Dzięki temu udało się sfotografować fragmenty kanionu w ładnym świetle. Tak nawiasem mówiąc, słońce wschodzi w Kanionie bardzo szybko, dając tak naprawdę kilkanaście minut na zrobienie zdjęcia.
Po drodze oprócz skał mogliśmy zapoznać się z niektórymi zwierzętami zamieszkującymi te tereny:
Oczywiście są też szlaki piesze z prawdziwego zdarzenia, prowadzące do samego koryta rzeki Kolorado. Tyle, że trzeba pokonać różnice wzniesień ok. 2000 m, co już jest wycieczką co najmniej jednodniową.
Park jest zorganizowany bardzo rozsądnie. Mimo wielkiej liczby zwiedzających (3 mln rocznie), nie widać ani tłumów (przynajmniej na szlakach), ani śmieci. To chyba za sprawą tego, że punkty z żywnością oraz napojami są skoncentrowane w kilku miejscach (na początku szlaku). Budynki w parku są wkomponowane w krajobraz i go nie zakłócają.
Wstęp do parku kosztuje $25 od samochodu, ale w tę cenę wliczone są np. przejazdy autobusem, o którym pisaliśmy wyżej. Noclegi wahają się od $94 do $160. Syta (choć niekoniecznie smaczna; o tym napiszemy w osobnym poście) obiado-kolacja dla dwóch osób kosztuje ok. $35.
Pamiątki, takie jak kartki pocztowe (30-50 c), długopisy ($2.50), czy kalendarze (od $4.50) z widokami cenowo nie odbiegają od norm europejskich, może są nieco tańsze. Pamiątki amerykańskie są jednak mniej kiczowate. Dominują wyroby wyprodukowane w USA, bardzo mało jest chińszczyzny.
Po południu jedziemy na wschód, do Page. Wjeżdżamy od strony południowej, gdzie wzdłuż ulicy rozlokowanych jest 7 kościołów różnych wyznań - stoją kilkadziesiąt metrów od siebie. Jak się później dowiedzieliśmy, wzięło się to stąd, że rząd dotował grunt pod zabudowę sakralną właśnie na takim krótkim odcinku. Sam budynek kościoła (świątyni) to niewielka, prosta budowla, czasem z wieżyczką. Nie ma nic wspólnego z kościołami, które znamy z Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz