niedziela, 18 sierpnia 2013

"Typowa" Holandia

Tegoroczne lato upływa nam pod znakiem wizyt różnych gości, którzy oprócz spotkania z nami chcą zobaczyć Holandię, przynajmniej te jej najbardziej charakterystyczne miejsca i fragmenty. Ponieważ mieszkamy tutaj już jakiś czas, zawsze mamy dylemat, kiedy pada pytanie na temat potencjalnych miejsc godnych zobaczenia. Mamy bowiem świadomość, że po powrocie z wakacji większość chce mieć pamiątki i świadomość, że "zaliczyła" wizytówki odwiedzonych miejsc. Z drugiej strony wiemy, że te "wizytówki" to nierzadko mieszanka, owszem, autentyzmu, ale też sztuczności, przemyślnej kreacji marketingowej, za to z gwarancją niemałych tłumów na miejscu. Dlatego przez lata wypracowaliśmy taki mały schemat "typowej", ale jednak innej niż w przewodniku, albo biurze podróży marszruty przez Holandię.

Wizytówki Niderlandów

Z czym kojarzy się większości ludzi Holandia? Wymieniając jednym tchem: z wiatrakami, tulipanami, kanałami, drewnianymi chodakami (klompami), Amsterdamem. Przy dłuższym zastanowieniu: z malarstwem, porządkiem przestrzennym, wolnością przekonań i liberalnością prawa oraz przepisów, może piłką nożną. I tak właśnie ustawiane są programy większości wycieczek zorganizowanych:
Amsterdam (z obowiązkowym przepłynięciem się stateczkiem po kanałach), Kinderdijk (bo wiatraki), wiosną Keukenhof (bo tulipanowe pola i bajeczna wystawa kwiatów w otwartym ogrodzie), Haga (bo siedziba parlamentu, premiera i Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości), Delft (bo "Dziewczyna z perłą" Vermeera i jego pracownia w tym mieście). 
Oczywiście niewątpliwie są to jedne z najbardziej typowych miejsc w kraju i z pewnością spełnią oczekiwania 80-90 procent zwiedzających. Ale można też oglądać kraj nieco inaczej, tak by wycieczka miała trochę szerszy kontekst i była bardziej edukacyjna.

1. Teza: stolica nie jest wizytówką kraju

Dotyczy to chyba większości stolic, a na pewno tych, które odwiedziłem (a było ich już kilka). Tak samo jest z Amsterdamem. Dlatego zawsze doradzamy odwiedzić to miasto na końcu wycieczki, po zobaczeniu innych miejsc. I zawsze efekt jest podobny: pytanie, albo stwierdzenie, że "to nie jest Holandia!" No nie, to duże miasto, które prawie nigdy nie śpi, ale w którym Holendrzy są prawie niewidoczni.
Także proponuję eksperyment: ustawić wycieczkę tak, by do Amsterdamu zawitać na końcu pobytu.

2. Wiatrak ma wiele zastosowań

Oglądając Kinderdijk i rząd równiutko ustawionych wiatraków czasami nasi goście zadają nam pytanie: tak naprawdę to po co im tyle? Dlatego zamiast Kinderdijk, proponujemy wycieczkę niedaleko Amsterdamu, do Zaanse Schans, gdzie w skansenie zgromadzono w sumie 13 wiatraków, które pokazują różne funkcje tej maszyny. Wycieczka na pół dnia, z widokami może nie tak malowniczymi jak w Kinderdijk, ale dająca odpowiedzi na wiele pytań: dlaczego już kilkaset lat temu Holendrom udało się osuszyć tereny depresyjne, jak mogli zbudować w XVII wieku flotę handlową i wojenną dorównującą angielskiej w znacznie krótszym czasie i przy mniejszym nakładzie sił ludzkich, dzięki czemu mogli masowo produkować klompy?

3. Kanały w Holandii są wszędzie

No, prawie wszędzie. Chodzi o to, że nie trzeba jechać do Amsterdamu, by posmakować ich urok i się po nich przepłynąć. Równie sympatycznie jest w Lejdzie, Delft, Utrechcie. Te miejsca to zresztą punkty wycieczki, którym spokojnie można poświęcić pół dnia albo i więcej. Na zdjęciach obrazki z Delft:

4. Holandia to koegzystencja ludzi, lądu i wody

To nie jest tak łatwe do wypatrzenia, ale wizyta w kilku miejscach może w tym pomóc.
Proponuję odwiedzić dowolną wieś, albo niewielkie miasteczko gdziekolwiek w Holandii (może poza prowincją Groningen). Co nas, Polaków, uderza to ogólny ład, porządek i czystość. To cecha, która została wykształcona przez wieki ciężkiej walki z wodą: aby żywioł był choć trochę przewidywalny, zabudowa i otoczenie musi być uporządkowane. 
Kto te zmagania chce prześledzić w większej skali, niech wybierze się do Zelandii, by obejrzeć projekt "Deltawerken" - inżynieryjny cud świata.
Jak to jest różne od krajów sąsiednich (i wyjątkowe dla Niderlandów), widać po przekroczeniu granicy z Belgią, czy Niemcami. Polecam przekroczyć granicę między tymi krajami, wybierając jedną z dróg lokalnych albo kolej, by przekonać się, o czym piszę. 
Tych, co interesują się urbanistyką albo architekturą miast, zachęcam do obejrzenia Rotterdamu. W tym mieście widać, że można nowe rzeczy budować z głową i tak, by w ogólnym zarysie nie kłóciły się istniejącą infrastrukturą.





niedziela, 4 sierpnia 2013

Bydgoszcz - nowe odkrycia i przemyślenia

Tegoroczne wakacje upłynęły nam częściowo w Bydgoszczy - naszym rodzinnym mieście. Ponieważ opuściliśmy je kilkanaście lat temu i wracaliśmy do niego tylko ze względów rodzinnych, postanowiliśmy, że tym razem zachowamy się jak turyści i zwiedzimy je, w szczególności te miejsca, które są nam mniej albo w ogóle nieznane. Pominęliśmy więc te fragmenty, które są wizytówką miasta, czyli Spichrze, Wyspę Młyńską, Stary Rynek i Śródmieście. Zamiast tego odwiedziliśmy dzielnice, które rozwijały się na początku XX w, tj. Wilczak i Okole.


Ślady intensywnego rozwoju miasta w XX w.

Ten, kogo interesuje urbanistyka oraz architektura, nie zawiedzie się odwiedzając dwie bydgoskie dzielnice, położone na zachód od ścisłego centrum: Wilczak i Okole. Rodowity Bydgoszczanin pewnie wzruszy ramionami, dziwiąc się co jest takiego interesującego w tych ruderach i sennych, trochę upadających ulicach? Otóż widać tam jeszcze oryginalne zamysły architektoniczne i urbanistyczne administracji pruskiej z początku XX w: kamienice budowane dla kadry urzędniczej średniego szczebla, wytyczony kierunek rozwoju miasta na zachód, zagospodarowanie ważnych szlaków komunikacyjnych:
Kamienica przy ul. Nakielskiej

Nakielska. Detal kamienicy

Kamienica przy ul. Stefana Czarnieckiego. Ten wzór architektoniczny można można znaleźć w wielu innych miejscach w mieście

Brama przy ul. Stefana Czarnieckiego. Ślad dawnej elegancji.
Śluza nr 5 nad Kanałem Bydgoskim.

Willa nad Kanałem Bydgoskim

Kanał Bydgoski
O tym, jaki potencjał tkwi w tej zabudowie mogliśmy się przekonać na ul. Jackowskiego, gdzie dzięki uprzejmości jednego z mieszkańców mogliśmy zajrzeć na klatkę schodową i podwórko jednego z pięknie odrestaurowanych domów:

Spacer przez te dwie dzielnice pokazuje bardzo dobrze zmagania miasta o przywrócenie dawnego poloru miejscom zaniedbanym przez długie lata. Walka jest to dość nierówna; odnowione miejsca pojawiają się głównie tam, gdzie mieszkańcy są w stanie zainwestować własne środki i energię. Miasto stać na póki co na restaurację głównych ulic w mieście. Pozostaje mieć nadzieję, że "nie od razu Kraków zbudowano" i przyjdzie czas również na inne fragmenty miasta.


Nowe atrakcje turystyczne

Bydgoszcz wzbogaciła się w ostatnich latach o kilka nowych muzeów. My odwiedziliśmy dwa:  

Eksploseum

To z pewnością unikat na skalę europejską. Przez dwie godziny zwiedza się linię produkcyjną do produkcji nitrogliceryny, poznając proces produkcji, warunki pracy, historię fabryki i ciekawostki historyczne.


Muzeum jest nowe i ma jeszcze duży potencjał dalszego rozwoju. Widać też zapał pracowników i ich dużą kreatywność.
Innym ciekawym aspektem tej wycieczki była możliwość obejrzenia terenów kiedyś niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika. Chodzi o obszar zajmowany przez dawniejsze zakłady chemiczne Organika Zachem. W czasach PRL oficjalnie produkowano tam gąbki kąpielowe oraz wypełniacze do materaców. Tak naprawdę zakład był jednym z większych producentów materiałów wybuchowych w Europie... 


Muzeum mydła i historii brudu

To małe muzeum przy ulicy Długiej może stanowić dużą atrakcję dla dzieci w wieku szkolnym. Nie dość, że mogą wykonać własne mydło, to jeszcze w ciekawy sposób zostają zapoznane z historią mycia, prania i brudu.